Tryptyk. Trzy opowieści, które łączy postać bohatera i... tytułowa woda w
płucach. Spektakl rozpoczyna uwolnienie się kukiełki teatralnej z
pajęczyny... I ten moment sztuki był najsłabszy pod względem
realizacyjnym, bo chyba przeznaczony tylko dla pierwszego rzędu.
Potem
poznajemy człowieka, który stoi za nią. Jest lalkarzem w pracowni
miejscowego teatru lalek. Dba o nie, naprawia, zszywa, klei, maluje... Z
dalszych jego zwierzeń dowiadujemy się, że też kiedyś była marionetką,
ale w desperacji popełnił samobójstwo i oto stał się człowiekiem... I tu
człowiek okazuje się "bytem mocno przereklamowanym" - cytując tekst
sztuki. Trzeba myśleć - a to nie zawsze jest łatwe, lekkie i przyjemne.
Bohatera poznajemy od jego wrażliwej strony - przejmuje się losem lalek,
źle traktowanych przez animatorów. Nasuwa się pytanie: "czy my także
nie jesteśmy tylko zwykłymi kukiełkami" oraz motyw pojawiający się już u
Epikleta, iż życie jest teatrem, znowu puka do naszych świadomości.
Więc: czy to lalki są złe, "czy tylko grają w złych sztukach"?
Część
druga to rozmowa lalkarza i Harry'ego. Dialog, który odkrywa straszną
historię utonięcia pewnej dziewczyny. Tu nasz bohater zdaje się być
prześladowany przez topielicę - traci zmysły ze strachu przed duchem.
Ostatnia scena zaczyna się od monologu ciotki lalkarza - wymówki,
pretensje, obelgi... kończy się utopieniem jej w balii z wodą... W
połączeniu z niesamowitą atmosferą spektaklu jest to bardzo sugestywna
scena, wręcz przerażająca.
Wspaniale dobrana muzyka - między innymi z
filmów "Życie jest piękne", "Requiem dla snu" i "Mulholland Drive" -
nadaje spektaklowi przenikliwy klimat i podnosi napięcie. Nie sposób
wręcz nie ulec nastrojowi, jaki tworzy. Wraz z prostą, ale wyrazistą
scenografią wprowadza widza w zupełnie inny wymiar. Wymiar teatru - tego
prawdziwego, bez nadąsanych póz i gromkich przekleństw. Teatru, w
którym można doświadczyć, choć małego katharsis.
Oczywiście, że
niektórzy powiedzą "za mało ruchu w tym przedstawieniu", ale nie o ruch w
takim teatrze chodzi. Tutaj ten brak rekompensowany jest przez prawdziwość teatru i autentyczność aktorów. To nie są aktorzy, którzy
grają swoje role. Tu ma się wrażenie, że twórcy Teatru Fieter po prostu
żyją własnym - innym - życiem na scenie. Są po prostu autentyczni.
Agnieszka Kminikowska
"Gazeta Festiwalowa. Windowisko'2002"
Gdańsk, 18 października 2002r.
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń