piątek, 17 maja 2013

Emocjonalna rzeź na scenie

"Bóg mordu" - Teatr 6. piętro

Ujmę to tak - nazwa spektaklu mnie nie zachęcała. I pewnie gdyby nie Marta, która mnie na niego "wyciągnęła", to nie trafiłabym na 6. piętro Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie... a na pewno nie na ten tytuł. 

"Rzezi" Polańskiego - jakimkolwiek jest to zaniedbaniem z mojej strony - nie oglądałam, a więc scenariusz był mi zupełnie nieznany, dzięki czemu zostałam mile zaskoczona. Jestem pod ogromnym wrażeniem pomysłu scenarzysty i także samego tekstu - bo on jest chyba najmocniejszym aspektem całości.

Kolejnym ogromnym zaskoczeniem były bardzo ciekawa scenografia - i nie mam tu na myśli dość tradycyjnych mebli, jak stół, kanapa i fotele, ale "wychodzące" ze ściany elementy - bardzo oryginalne rozwiązania "pogłębiające" scenę o kolejne pomieszczenia. Na prawdę ciekawy pomysł Macieja Chojnackiego.

Tekst Yasminy Rezy w Teatrze 6. piętro to dość ciekawe pomieszanie komedii i tragedii. Sztuka pokazuje jak bardzo różni się nasze oblicze, pokazywane światu, od tego, co na prawdę nosimy w sercu. I świadomie używam tu zaimka "my", a nie "bohaterzy", bo według mnie są oni tylko symbolami.
Spektakl to dość długa rozmowa rodziców dwóch chłopców. Spotykają się po to, by wyjaśnić konflikt między swoimi synami, a niechybnie sami popadają w sytuacje konfliktowe - w miarę rozwoju akcji powstają coraz to nowe sojusze: małżeństwo kontra małżeństwo, kobiety konta mężczyźni i w reszcie - najbardziej niebezpieczne - sojusze w poprzek-małżeńskie. Jest to swoiste studium nad wartościami, ale też emocjami współczesnego Europejczyka (bo podejrzewam, że takie spotkanie podobnie by wyglądało w niejednym kraju UE).

Co ciekawe - każda z postaci jest zupełnie inna, a jednocześnie w tak krótkim czasie spektaklu (95 minut) bardzo spójnie zbudowana. Szczególnie udaje się to Jolancie Fraszyńskiej (Veronique), która moim zdaniem jest niekwestionowaną gwiazdą tego przedstawienia - buduje swoją (niełatwą) postać bardzo konsekwentnie i na prawdę autentycznie. Fraszyńska w "Bogu mordu" jest jak wulkan talentu, w czasie erupcji! Na prawdę warto pójść na ten spektakl choćby tylko dla niej!

Tak dobrze aktorsko niestety nie poradzili sobie panowie - Cezary Pazura (Michel) i Michał Żebrowski (Alain). I o ile jeszcze Żebrowski chociaż gra (albo stara się grać) z polotem, o tyle Pazura jako aktor nie pokazał nic nowego. Jak to ujęła Marta - cały czas wykorzystuje te same środki, którymi grał w komediowych serialach jeszcze w latach 90-tych. No niestety, tak, jak bardzo pozytywnie zaskoczył mnie na teatralnych deskach Krzysztof Kwiatkowski w "Irydionie", tak Pazura przeniósł swoje granie jeden-do-jednego z ekranu na scenę...

Natomiast dużym odkryciem tego przedstawienia jest dla mnie Anna Dereszowska (Annette) - mam wrażenie, że ta rola pozwoliła jej rozwinąć skrzydła. I tak oto - aktorsko ten spektakl zdecydowanie należy do kobiet!

Podsumowując "Bóg mordu" to sztuka, na której można się bardzo dobrze bawić, ale jednocześnie zastanowić "nad tym, co w człowieku siedzi". Zaprasza też do refleksji nad tym, co teraz jest dla nas ważne, a co najważniejsze. Spektakl, pokazując wycinek całkiem powszechnej, codziennej rzeczywistości, obnaża ludzkie słabości, uzależnienia i dość słabą kondycję relacji, w które wchodzi współczesny człowiek, relacji nawet ze współmałżonkiem.

Oficjalny trailer: 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz